wsze była ze mną postępowała życzliwie, umyśliłam ją zawczasu uprzedzić o zamiarze moim przeniesienia się. Skoro tylko brat wyjechał, oznajmiłam pani T. że za jego powrotem zamyślam chociaż z żalem jej dom opuścić. Ta wiadomość zdało się że ją mocno zadziwiła. Odpowiedziała zapytaniem o powody; ja powiedziałam jej główne: raz że brat mój dla zdrowia nie mógłby mieszkać w tej części miasta, a ja chcę być blisko niego; potem i na własne zdrowie mieć wzgląd muszę i obawiam się drugą zimę przechorować, gdybym znów odbywać miała niezbędne przez most wędrówki. Pani T. wtedy z widocznem nieukontentowaniem odparła, że nie wie dlaczego mi tak nagle ta obawa przyszła, że chyba mam jakie inne powody. Na to ja odpowiedziałam, iż się dziwię że pani T. w taki sposób tłumaczy moje proste postanowienie. Ona, widząc mię niemile zadziwioną, przeszła nagle z tonu nieukontentowania w ton żalu; zaczęła rozwodzić się ze swojemi dla mnie macierzyńskiemi uczuciami; jako była sobie pochlebiała, że ja, pókibym w Dreźnie bawiła, nie opuściłabym jej domu, i t. p. Ale te oświadczenia już mi się nieszczere wydały, i odpowiedziałam tylko grzecznie, dziękując za życzliwość i zapewniając panią T., że gdyby nie konieczność, pewniebym u niej dalej mieszkała. Od tej chwili już zmienił się zupełnie mój sposób widzenia co do pani T., a że się nigdy ukrywać nie potrafiłam z uczuciami mojemi, musiałam do pewnego stopnia i mój sposób postępowania w tym domu zmienić; nanowo oddalać się zaczęłam od ich koła domowego, zachowując jednak wszelką należną uprzejmość względem nich wszystkich. Postępowanie zaś całej rodziny T. względem mnie zdało się jakoby w miarę mojej obojętności stawało się owszem coraz serdeczniejsze; syn tylko pozostał jednakowy zrazu, a następnie stawał się jakiś coraz obojętniejszy. Od rozmowy mojej z panią T. ona kilkakrotnie wobec zgromadzonej rodziny poruszała kwestję bliskiego naszego rozstania się; mówiła o tem w tonie rozczulenia i żalu; reszta rodziny (wyjąwszy syna) wtórowała ubolewając i namawiając bym odstąpiła od tego postanowienia; na co ja odpowiadałam nic nieznaczącemi chociaż grzecznemi słowami, i zwracałam rozmowę na inny temat.
W kilka czy kilkanaście dni, pani T., będąc sam na sam ze mną,
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Bronzownicy.djvu/259
Ta strona została uwierzytelniona.
258