na sobie, by przed wyjściem nie dać jej uczuć mego oburzenia; byłam ja przy wejściu bez ukłonu usiadła opodal, jakby milczący świadek; dopiero wychodząc zatrzymałam się we drzwiach i ukłoniwszy się wszystkim zwróciłam do pani T. już po niemiecku te słowa; „dziękuję za wszystko dobre wyświadczone w tym domu mnie, sierocie“. Oni wszyscy odpowiedzieli niskim ukłonem, nie zrozumiawszy może odrazu ironji, a ja natychmiast poszłam w swoją stronę, kazawszy przy sobie rzeczy moje zabrać.
To zajście z panią T. podwójnie działało na mnie; raz jako nowe doświadczenie, przestroga co do dalszego pośród obcych życia, — to była dobra strona rzeczy przykrej, bo, jak mówią: niema tego złego coby na dobre nie wyszło; ale ja w razie nie tak filozoficznie przyjęłam niespodziewany zawód: — przeciwnie, mocno uczułam tak jawny fałsz, oszustwo ze strony osoby której przez pamięć na matkę byłam całkiem zaufała; i to było drugie wrażenie sprawione jednymże faktem; a silniejsze i trwalsze od pierwszego, bo dotknęło bolesnej u mnie strony, owego uczucia nieufności i pogardy dla świata i ludzi. To uczucie było mi nietylko przez dalszych wyrzucane ale ganione przez matkę; a że od jej śmierci postanowiłam była kierować się nadal w życiu odebranemi od niej naukami i przestrogami, usiłowałam wytępić w sobie to co matka za złe uważała; tą wiedziona myślą, byłam serdecznie przyjęła pozorne dowody życzliwości ze strony obcej rodziny; tymczasem, gdy się znów zawiedzioną znalazłam, obudziła się na nowo dawniejsza moja niechęć do świata, i jak ślimak dotknięty kryje się coprędzej do skorupki swojej, tak ja na nowo zamknąć się w sobie postanowiłam, i odosobnić od ludzi w czuciu — to jest ani dbać, ani liczyć na nikogo, samej sobie tylko zaufać i wystarczyć. Było w tem postanowieniu może wiele samolubstwa — może i pychy cokolwiek — lecz okoliczności, zda się, utwierdziły mię w tym poglądzie na życie. Przypłaciłam jednak i tę nową naukę i postanowienie; przechorowałam doznaną przykrość; febra wróciła mi się nagle, co spowodowało nową kilkotygodniową przerwę w nauce mojej malarstwa; brat mój ze swojej strony, pracując nad muzyką, niedługo uczuł skutki wysilenia; zaczął upadać na siłach, i zaledwie po kilku tygodniach zarzucić musiał naukę.
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Bronzownicy.djvu/263
Ta strona została uwierzytelniona.
262