Znana jest historja o pewnym literacie, który lubił podróżować: „Kiedy mam ochotę zwiedzić jakiś kraj (mówił), a nie mam pieniędzy, sporządzam książkę z opisem tego kraju, a za uzyskane honorarjum jadę sprawdzić, czy tam jest w istocie tak, jak ja opisałem“. Nie zupełnie to samo, ale coś podobnego mógłbym powiedzieć o swoich studjach literackich. Zwykle piszę o czemś artykuł, a potem, zaciekawiony przedmiotem, rozczytuję się w dokumentach, monografjach i sprawdzam, czy jest tak, jak ja pisałem. Dość często mam tę pociechę, aby stwierdzić, że właśnie jest tak samo.
Tak było z Adamem Mickiewiczem. W parę tygodni, na zaproszenie wydawców, napisałem przedmowę do nowego wydania Dzieł poety. Wywołała ta przedmowa żywe polemiki. Otóż, zaciekawiony tematem, mimo że post festum, brnąłem dalej, nie mogłem się oderwać, figura Mickiewicza przykuwała mnie; zarazem coraz bardziej umacniałem się w przekonaniu — wyrażonem już w mojej Przedmowie — że, ze wszystkich naszych wielkich, jest on najmniej znany. Ucharakteryzowany na bożka,
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Bronzownicy.djvu/5
Ta strona została uwierzytelniona.
Od autora