Opowiadanie to musiało się odrazu wydać co do wiarogodności wątpliwem (dodaje Kallenbach), skoro redakcja Bluszczu', drukując pamiętniki Z. Komierowskiej w r. 1889, cały powyższy ustęp opuściła. Po latach kilkudziesięciu, widocznie autorce Pamiętników nie dopisała pamięć, na co też i z innych względów zwrócił uwagę Władysław Mickiewicz. Tego rodzaju anegdoty nie mogą się ostać wobec poważnych świadectw współczesnych o stałości zasad Towiańskiego.
Nie wchodzę w krytykę ustępu pamiętnika[1] jakkolwiek rzecz wydaje mi się dość prawdopodobna; ale jak wam się podoba ta metoda naukowa? Opuszczenie ustępu przez redakcję Bluszczu — osławionego już w owym czasie dla swojej pruderji (patrz listy Źmichowskiej!) — wystarczy uczonemu profesorowi do unicestwienia zeznań bezpośredniego świadka!! O metodo!
Drugi argument — opinja Władysława Mickiewicza; tego samego, który najbardziej zainteresowany jest w przeinaczeniu prawdy, i który traktowaniem niewygodnych dokumentów ściąga wręcz na siebie zarzut niszczenia ich i fałszowania; zarzut potwierdzony niestety zniknięciem tych Pamiętników. I jakże charakterystyczny jest ostatni zwrot prof. Kallenbacha: gdy coś jest niewygodne dla „bronzowości“, nazywa się to „anegdotą“; gdy wygodne, nazywa się poważnem świadectwem, mimo że anegdota podaje zawsze fakt, a „poważne świadectwo“ poprzestaje na ogólniku. Doprawdy można mieć wrażenie, że nasza historja literatury to stara guwernantka, która raz po raz przewraca po parę kartek, mó-
- ↑ Patrz Przypisy (Co opuścił „Bluszcz“?).