jako obrońcę wiary i ołtarza, pogromcę heretyków i masonów.
Ale zauważmy, iż w naszem młodem państwie jedni i ci sami pełnią rozmaite funkcje: publicystów, polityków, nawet doktorów Kościoła, a równocześnie literatów, krytyków... Czego spodziewać się po takich ludziach? Gdy ktoś szalbierzy w rzeczach religji, czegoż żądać od niego w sprawach literatury? I tu przedewszystkiem trzeba szukać przyczyn zatrucia naszego życia literackiego. Możnaby humorystyczne pismo wydawać, zapełniając je enuncjacjami tych samych pisarzy o tych samych sprawach na przestrzeni lat kilku. Parę dni temu ubawiłem literacką Warszawę, cytując stary feljeton t. zw. Ojca Miłaszewskiego, w którym wysławia Boya za to, że „iskrzącym się dowcipem wypala bigoterję zarówno patrjotyczną jak pseudo-religijną“...
W trakcie tych moich rozważań, jeden z czytelników przesłał mi dla zabawy numer pisemka Odrodzenie z r. 1906, z artykulikiem
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Dziewice konsystorskie.djvu/81
Ta strona została uwierzytelniona.