Wytacza się przeciw regulacji urodzeń argumenty t. zw. populacyjne. I zabawne jest, że, podczas gdy nasi uczeni — ekonomiści, socjologowie — dzwonią na alarm i są bezwzględnymi zwolennikami ograniczenia dzikiego przyrostu, lada ignorant wyciera sobie buzię hasłami populacyjnemi, krzyczy że Polska potrzebuje ludzi i jak najwięcej ludzi. Aby bronić rubieży... oprzeć się nawale... nie dać piędzi... etc. Ale to jest zła droga. Tym sposobem żadnej rubieży ani żadnej piędzi nie obronimy.
Wskazałem już, że liczba urodzin nie dowodzi jeszcze niczego, bo wślad za nią idzie wzmożona śmiertelność dzieci, a co więcej idzie nędza, zdziczenie, choroby i zbrodnie.
Ale gdyby nawet. Istotnie, przyrost ludności jest w Polsce ogromny, największy bodaj w Europie. Co rok przybywa blisko pół miljona żywych istot. Czy to jest taka korzyść? Mamy nadmiar ludności, ale nie mamy co z nią począć; odchowawszy — z trudem i kosztem — ośmnastoletniego dryblasa, wypychaliśmy go gdzieś za morze, aby się tam ekspatrjował. Płodziliśmy na eksport, aby dostarczać niewolników. A odkąd drogi emigracji się zamknęły, płodzimy chyba po to, aby zwiększyć bezrobocie, aby zaludnić więzienia.
Powie ktoś, że bezrobocie nie jest wieczne. Można odpowiedzieć, że pojęcie regulacji — jak sama nazwa wskazuje — też jest względne; że, w miarę istotnego zapotrzebowania ludności, z pewnością naturalny pęd rozrodczy weźmie górę.
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Jak skończyć z piekłem kobiet.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.
Bajdy „populacyjne”