Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Jak skończyć z piekłem kobiet.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.
Błogosławieństwo...

Dziwne może się wydać, że motywy tak jasne i logiczne — i które każdy uznaje gdy chodzi o niego lub o jego bliskich — napotykają na tępy sprzeciw, gdy chodzi o uogólnienie ich, o wyciągnięcie z nich konsekwencyj społecznych. Jedną z głównych zapór jest tu poprostu — zabobon. Zabobon płodności. I trudno się dziwić, że działa, skoro zabobon ten jest jednym z najstarszych, najbardziej zakorzenionych. Uświęcony w samem słownictwie wyrażeniami: błogosławieństwo boże, stan błogosławiony, sięga on najodleglejszych epok. Ale dość łatwo jest zanalizować podstawy tego zabobonu i wykazać jego nierealność wobec dzisiejszej rzeczywistości.
Niegdyś, ta nieograniczona płodność była istotnie potrzebą. Wojny, choroby, zarazy, wszelkiego rodzaju katastrofy, kosiły ludność; trzeba było wciąż masy dzieci, aby zapełniać te luki. I same dzieci marły jak muchy, trzeba było płodzić je na wyrost.
Obecnie, stosunki te znacznie się zmieniły. Przeciętna wieku ludzkiego podniosła się znacznie. Dzieci, jeżeli mrą jeszcze masowo, to właśnie tam, gdzie ich nadmiar pozbawi je warunków do życia.
Dawniej było więcej miejsca, mniej ludzi, stosunki prostsze, sprawa mieszkania i wychowania nie istniała prawie, praca rąk była wszystkiem, ilość tych rąk majątkiem. Liczna rodzina była siłą; liczni synowie byli dla ojca rękojmią poważanej i spokojnej starości.
Inne wreszcie było stanowisko kobiety. Była ona tylko rodzicielką, gospodynią, niewolnicą.