sprawy“. Wykręca się. Zamoyski chce go zaprosić na polowanie, „ale pewnie będzie pan miał na ten czas ważne sprawy“ — pisze mu z wyraźną, ironią Marysieńka. To znów — donosi mu — Zamoyski oświadczył, że nie będzie już pisał do Sobieskiego, bo ten nie odpowiedział mu na osiem listów...
Może aby obłaskawić Sobieskiego, pani Zamoyska uderza w ów ton przyjacielsko-matczyny, czyni się jego bezinteresowną powiernicą. Upewnia go o swojej dyskrecji. A on zwierza się jej naiwnie! Czytamy w jednym z jej listów: „Co się tyczy pańskiej kuzynki, bardzo okrutna jest, że pana nie chce widzieć, ale vous saures si bien faire le mourant, że w końcu da się wzruszyć i znajdzie pan sposób ułagodzenia jej“... Lecz mimo woli przebija podrażnienie w jej listach. Oto ona siedzi w Zamościu, karnawał się rozpoczyna, on spędzi go wesoło na dworze „w pobliżu Ich Królewskich Mości oraz tej, którą nie wiem jak nazwać, bo żyjąc tak jak ona żyje, nie zasługuje na nazwę pańskiej krewniaczki. Czuję, że się ośmieszam w pańskich oczach, mieszając się do rzeczy, które mnie nie obchodzą; jednakże, nosząc miano pańskiej mateczki, nie mogę się wstrzymać, aby nie powiedzieć co o tym myślę“. Niechże się bawi w Warszawie, i ona zresztą postara się tutaj nie umrzeć z melancholii: przyjechała do nich na karnawał pani Szumowska i sporo młodzieży; nie ma nawet czasu dłużej pisać, bo maski już czekają na nią... Ale czujemy wstrzymywane łzy w tym liście.
Kiedy indziej uskarża się Marysieńka, że długo nie dostaje odpowiedzi. „Nie mylę się — pisze — kiedy powiadam że co z oczu to z myśli; ale nie gniewam
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/115
Ta strona została przepisana.