Kiedy wiosną r. 1662 pani Zamoyska wyjeżdżała do Paryża z myślą aby tam pociągnąć i zatrzymać wielkiego chorążego koronnego, krajowi coraz bliżej zaglądała w twarz wojna domowa. Z jednej strony armia cudzoziemska, z której wezwaniem ociąga się jeszcze, królowa przez resztkę rozwagi, z drugiej — masa szlachecka, sfanatyzowana przeciw rzekomym gwałcicielom konstytucji i wydziercom „złotej wolności“. Sejm r. 1662 jeszcze raz odrzuca wszelkie zakusy elekcji vivente rege, marszałek konfederacji zwołuje pospolite ruszenie przeciw wiszącej nad krajem obcej inwazji, zajmuje Kalisz, Wieluń, Sieradz, grozi Warszawie.
W momencie tym, arbitrem losów kraju był jeden człowiek: Jerzy Lubomirski. Nie tylko dzięki buławie polnej i urzędowi wielkiego marszałka koronnego, ale bardziej jeszcze dzięki olbrzymiej popularności, jaką posiadał wśród szlachty, magnat ten, czyniący się trybunem ludu szlacheckiego, trzymał w ręku klucz sytuacji.
W krętej linii postępowania Lubomirskiego trudno się dopatrzyć myśli politycznej. Raczej prowadzi — jak większość ówczesnych magnatów — politykę osobistą; ale i ta jest niezdecydowana. Chciałby
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/134
Ta strona została przepisana.
IX. Rokosze i rozkosze