złożenia dygnitarza z urzędów, które w Polsce były dożywotnie, był czymś wyjątkowym; nie łatwo było znaleźć kogoś znacznego, kto by je podjął po popularnym marszałku i hetmanie. Komu je oddać? Był Stefan Czarniecki, wielki żołnierz i oddany stronnik królowej, ale człowiek już stary, sterany, małego rodu, niezamożny, bez blasku. Na innego obróciła oczy królowa; na tego, którego tak długo trzymała w pogotowiu pod ręką: Sobieskiego. Dla trzydziestoparoletniego chorążego koronnego kariera zawrotna, nieoczekiwana!
Ale Sobieski odmawia. Może by go kusiły owe godności — kogoż by nie kusiły! — ale nie w tych okolicznościach. Jerzy Lubomirski, pod którego rozkazami się bił, który był mu przykładem patriotyzmu i wierności! Przy tym Sobieski, jako nieodrodny szlachcic, nie mógł podzielać oburzenia dworu na Lubomirskiego; kto wie, w duchu raczej może był po jego stronie. Wszak Lubomirski przemawiał językiem szlacheckiej masy, a zarazem wcielał ideał polskiego wielmoży; bronił rzekomo prawa przeciw bezprawiu, bronił złotej wolności przeciw osławionemu absolutum dominium. Największy głowacz Rzeczypospolitej a zarazem druh Sobieskiego, Andrzej Maksymilian Fredro, dorabiał bardzo poważne teorie do chronicznego bezrządu polskiego. Widzimy z pamiętników Paska, jak nawet ci, którzy bili się później przy królu przeciw Lubomirskiemu, więcej niż pobłażliwie patrzyli na jego rokosz, przekonani że krzywda się dzieje cnotliwemu, podczas gdy tylu niecnotliwych opływa w honory. Skomplikowana była sprawa dla naszego „Kmicica“. Nie chce marszałkostwa i buławy
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/139
Ta strona została przepisana.