po Lubomirskim. Nie śmiałby szlachcie spojrzeć w oczy! Raczej rzuciłby chętnie wszystko i wyniósł się daleko od tego bigosu. Wciąż mu chodzi po głowie Paryż z Marysieńką.
Bo równocześnie z ówczesnych listów Sobieskiego widzimy, że istotnym arbitrem jego losów — a pośrednio i losów Polski — była ona. Pisze do niej z końcem grudnia r. 1664 Sobieski, że le renard (Lubomirski) jest całkiem zgubiony; że nie ma sposobu go ocalić; że jemu samemu hamaleon (kameleon, królowa) robi najświetniejsze propozycje, ale Orondat (Sobieski) nie chce się na nic zdecydować, nie rozmówiwszy się pierwej z bouquetem (panią Zamoyską). Królowej powiedział, że się „od wszystkiego chce uwolnić, o co płakał kilka razy Hamaleon“. Robiono mu propozycje, których on „mając inne, stosujące się z bouquetowymi intencjami pierwszymi“, cale przyjąć nie chciał, „przez co przyszedł do wielkiej niełaski“; nie może pojąć, czemu by się tak często bouquetowe intencje odmieniać miały?
My pojmujemy łatwo: jasne jest, że królowa wywarła stanowczy nacisk na panią Zamoyską, która znowuż odpowiednio orientuje — a raczej dezorientuje Sobieskiego, nie umiejącego sobie wytłumaczyć, czemu w przeszłych konfiturach parła go Marysieńka ku palais enchanté (Wersal), a tu nagle teraz kieruje go ku jeu de paume (Warszawa, dwór).
Tak, królowa Maria Ludwika liczy niezawodnie na swoją pupilkę, że skłoni Sobieskiego do objęcia niebezpiecznego spadku po strąconym hetmanie. Jeszcze w lutym r. 1665, Sobieski w liście do p. Zamoyskiej broni się przed tym brzemieniem. Ale czego by
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/140
Ta strona została przepisana.