Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/150

Ta strona została przepisana.

W rezultacie, postarano się, aby wyroki gwiazd wypadły korzystniej, i rzeczy się ułożyły. Stupany ambasador nabrał widać lepszego pojęcia o energii i ambicji Sobieskiego. Ale obrażony Celadon trzymał się w rezerwie: w Chantilly przebąkiwano, że ma jakieś widoki na księżniczkę kurlandzką... Kto wie, może w tej chwili znów zawahał się co do pani Zamoyskiej, przeciw której wrzała cała Polska, którą pomawiano o otrucie męża, nazywając ją Klitemnestrą, Kleopatrą... Może uląkł się opinii: uchodził przecież za jej jawnego kochanka, którego posądzano, że chce rzucić kraj i lecieć za nią do Francji. Przyzwoitość nie pozwalała żenić się wreszcie przed upływem roku. Toż ciało Zamoyskiego było jeszcze nie pochowane!
W końcu królowa miała tego dość; znów zamierzyła przeciąć węzeł gordyjski. Dawny plan zasadzki na Lubomirskiego posłużył jej tutaj, z tą odmianą, że tam chodziło o głowę. Rzecz jasna, że pani Zamoyska musiała być w zmowie; był zapewne wtajemniczony i biskup de Bonzy. Astrea unikała przez tydzień Celadona, potem dała mu schadzkę w letnim pałacu królewskim, gdzie mieszkała — było to w połowie maja — i tam pozwoliła się zaskoczyć na gorącym uczynku. Maria Ludwika weszła znienacka i ujrzała — cóż za operetka, tym komiczniejsza, jeżeli zachować należne tytuły — biskup — królowa — hetman... Skandal — zgorszenie — grzech — niewinność zawstydzona — uwodziciel bardziej jeszcze! Sobieski, niezdolny podejrzewać ukochanej o takie rachuby, po sarmacku naiwny („a, zrobiłem wstyd niewieście!“ fredrowskiego Cześnika) — dał z sobą zrobić wszystko. Sprowadzono księdza („pleban cze-