ka już w kaplicy“ — znów przychodzi na myśl Fredro), i nad ranem bohater nasz był już po ślubie. I człowiek tego typu, gdy raz było „po harapie“, już oddał się całą duszą. Tym bardziej że skoro zdecydowano za niego, czuł się już szczęśliwy; z poślubnych jego listów bucha po prostu szczęście.
Ten wybuch szczęścia jest tak silny, że budzi we mnie chętkę wzięcia w obronę Sobieskiego, a raczej cnoty pani Zamoyskiej. Może w istocie do tej pory Celadon dostąpił tylko „pół-zbawienia“, mówiąc słowami poety; może Marysieńka do samego ślubu odegrała w tym stosunku rolę niedostępnej Astrei? Tak by można wnosić z poślubnych listów Sobieskiego; nowy akcent zmysłowego szczęścia daje w nich wrażenie istotnego przełomu. Ale nie chcę tego rozstrzygać — i nie czuję potrzeby.
W kilka dni potem, Sobieski ruszył do wojska aby szykować smutną kampanię przeciw Lubomirskiemu, podczas gdy pani Sobieska — jeżeli wolno ją tak nazwać — wybrała się do Zamościa, aby pochować męża...
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/151
Ta strona została przepisana.