miasto nabycia przyjdzie mu tu ostatek stracić reputacji. Jest jak błędny, przy żadnym nie podobna mu być poselstwie, bo inaczej nigdy nie nazwą pana Lubomirskiego, tylko marszałkiem i hetmanem, od czego łatwo zgadnąć jak jego, Sobieskiego, powaga cierpi.
Ale niebawem wszystkie te przykrości, mimo że dotkliwe, utonęły w samej sprawie, w tragicznej rozgrywce, która z jakimś fatalizmem ciągnęła wszystkich w odmęt wojny domowej. Uszedłszy na Śląsk, Lubomirski rozwija zdecydowaną akcję, gotów związać się z każdym wrogiem Polski, aby poprzeć swoją sprawę. Rokuje z elektorem brandenburskim, Fryderykiem Wilhelmem II, którego już w r. 1661 częstował koroną polską, ale nadaremno: elektor udziela mu rady, aby się pojednał z królem. Stara się przez intrygi dyplomatyczne ściągnąć na Polskę cara Rosji. To znów śle do cesarza Leopolda prośby o opiekę; wydostaje od cesarza, i od książąt Rzeszy trochę grosza i trochę żołnierza, ale głównie podejmuje tę bratobójczą wojnę z własnych magnackich funduszów. Wkracza do Polski, wiodąc ze sobą trochę żołnierzy cesarskich, trochę zwerbowanych Kozaków, resztę ściąga z kraju przez swoich emisariuszy agitacją w imię „złotej wolności“, a także pokusami pieniężnymi, dość skutecznymi wobec nieregularnie przez Rzeczpospolitą płaconego żołdu. Wydaje manifesty, orędzia, pisma. Jak widzieliśmy ze wspomnianej poprzednio interwencji cudownych obrazów, rokoszanin umie swoją sprawę utożsamić ze sprawą ojczyzny i wiary. Wyzyskuje antyfrancuskie nastroje szaraczkowej szlachty. Najwierniej odbija się to wszystko
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/159
Ta strona została przepisana.