Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/170

Ta strona została przepisana.

ściami wojny domowej hetman odetchnął swobodniej, spędzając parę miesięcy we Lwowie, we własnej kamienicy, do dziś dnia istniejącej na placu Ratuszowym. Był to jego najlepszy czas, przy boku ukochanej żony, z którą dotąd żył w ciągłych rozstaniach. Ale niebawem spadła szczęśliwemu mężowi jak dachówka na głowę decyzja wyjazdu Marysieńki do Francji. Lekarze nadworni wydali świadectwo, że potrzebne jej jest powietrze francuskie. Wyjazd ten obciążył mocno konto Marysieńki w osądzie jej biografów, którzy poczytali go jej za kaprys, tym naganniejszy ile że była właśnie w dość zaawansowanej ciąży. Tym bardziej oberwało się od historyków owemu usłużnemu — jak piszą — consilium facultatis, które wydało taką opinię. Otóż, pewne ustępy listów Sobieskiego, które mnie uderzyły jako dawnego lekarza, nasuwają przypuszczenie, że trzeba może spojrzeć na tę sprawę nieco inaczej. Kaprys! Kobiety na ogół mniej są kapryśne niż się zdaje, i zazwyczaj rzekome ich chimery mają głębsze pobudki, tylko że się tych pobudek często nie zna. I lekarze może działali nie z samej usłużności. Zajrzyjmy więc do listów Sobieskiego.
Dn. 23 marca 1668 r., już w czasie pobytu żony w Paryżu, Sobieski pisze do niej tak:

Korad (lekarz) przez wszystek czas oczu pokazać nie śmiał. Davisson był razów kilka, a raz, gdy mi listy z poczty przyniesiono, malusieńkom go nie uderzył; alem łajał tak, że już gorzej być nie może. Naprzód przysiągł klęknąwszy, że ta suspicja, którą mieli o Aci m. P, nie jest płonna, bo nieboszczyk (Zamoyski) na tę właśnie i umarł chorobę. I to przydał, że votre femme nie może być zdrowa, jeśli się nie da entre les mains de quelque habile chirurgien. Dopierom