Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/173

Ta strona została przepisana.

żonę“, nasuwa się pytanie, czy „kupowanie sobie“ młodziutkiej dziewczyny — prawie dziecka — przez chorego pijaka i rozpustnika jest aktem wspaniałomyślności i czy ona miała mu za co być wdzięczna? Choroba była „francuska“, ale nabyła jej na polskiej ziemi, od ślubnego męża, od wojewody sandomierskiego, od Piasta. To jedno kazałoby nam być oględniejszymi w rzucaniu na nią, kamieniem. Spoza „kapryśnej“ Marysieńki mogłaby łatwo wyjrzeć nieszczęśliwa chora kobieta, wciąż brzemienna, matka szesnaściorga lub więcej żywych i umarłych dzieci, zatruta w samym źródle swego macierzyństwa.
Sobieski w tym wypadku okazuje więcej wielkoduszności od historyków. Dobroć jego, szlachetność, troskliwość wobec Marysieńki są ponad wszystkie próby.
Pani hetmanowa, wyjechawszy z Polski w czerwcu r. 1667, podróżowała wielkim dworem. Miała z sobą 40 osób, jechał z nią brat jej, kawaler d’Arquien. Do Paryża miała przybyć dn. 15 sierpnia. Chodziło o to, jak się ma postawić, na jaką stopę; wyjeżdżając pyta o to męża. Sobieski odpowiedział ze skromną pychą:

Ja rozumiem, że się nie godzi, tylko przynajmniej tak jako przedtem, jeśli nie więcej. Bo lubo nie jesteśmy des Princes, ale urzędy które nam dał Pan Bóg, więcej tu u nas w Polsce ważą, niżeli dziesięć książąt de l’Empire. Zwać się tak, jako się będzie najlepiej podobało Wci sercu memu; kiedy zechcesz ujść pour inconnue — lubo Marquise de Żółkiew, de Złoczów, de Kaluche, de Jaworów.

Tęsknota trawi opuszczonego małżonka; nie tylko duchowa, ale fizyczna. Ta zajmuje w listach Sobie-