Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/176

Ta strona została przepisana.

ćmi, wahała się między stoma a najwyżej dwustoma tysiącami głów; cyfra wystawianych przez nich armii rzadko dochodziła dziesięciu lub piętnastu tysięcy, a intencje ich nigdy nie były zaborcze, tylko po prostu rabunkowe. W tych warunkach — zdaniem historyka — humorystycznego zabarwienia nabiera powszechna wiara — podzielana do dziś przez poczciwą Europę — że dwunastomilionowy naród przez kilka wieków piersią swoją zasłaniał Europę od tej dziesięciotysięcznej „nawały“. Zarazem wypadnie obciąć co najmniej jedno zero z cyfr, w których — jak po nim inni — Sobieski siłę ciągnących na niego Tatarów szacuje na 120 lub 160 tysięcy. Przesada i grandilokwencja siedemnastowiecznych panegiryków, jak w mówkach weselnych czy pogrzebowych, tak samo wyrażała się w biuletynach z placu boju. Nie liczbą groźni byli Tatarzy, ale sprawnością bojową, organizacją i — co wyda się paradoksalne — cywilizacją techniczną którą górowali nad szlachecką hasą. W połowie XVII w. prawie każdy Tatar miał podobno w kieszeni od kamizelki norymberski zegarek.
Ale mniejsza o cyfry; jedno jest niewątpliwe i w całej sprawie uderzające, mianowicie przemiana duchowa, jaka w tym czasie zachodzi w Sobieskim. Wyzwolona nareszcie z małostek w których się szamotała, wielkość jego, dotąd nieświadoma samej siebie, wystrzela tryumfalnie.
Różne okoliczności złożyły się na tę przemianę. Reakcja na to co było poprzednio. Znamy okoliczności, w jakich Sobieski otrzymał buławę hetmańską; w dworskich i fartuszkowych przetargach. Jakże go ukłuło w serce powiedzenie posła francuskiego, który