Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/178

Ta strona została przepisana.

rowi, której szarfa daje mu niezwalczoną moc. Nawet Jego „impacyencye“, których nieznana mu wprzódy wyłączność miłosna — bardziej jeszcze niż skrupuł małżeńskiej cnoty — nie pozwoli mu nigdzie ulokować, zmienią się we wściekłość, w pasję z jaką będzie kropił wroga, z jaką będzie narażał życie. I podczas gdy ona targuje się w Paryżu o testament i o taburet, nie przeczuwa, że on tutaj wybija kapitał bohaterstwa, cenę korony, którą niebawem włoży na jej skronie.
I on tego zresztą nie może przeczuwać. Na razie, pretensje jego są znacznie skromniejsze: pokazać na polu bitwy co potrafi, zwiększonym swoim autorytetem dopomóc — po abdykacji Jana Kazimierza — do osadzenia na tronie polskim Kondeusza, pośpieszyć po nagrodę do „zaczarowanego pałacu“, i osiąść szczęśliwie we Francji z ukochaną Marysieńką.
Jest dawny i szeroko swego czasu spopularyzowany szkic Szajnochy Mściciel, gdzie heroiczna droga Sobieskiego wywiedziona jest cała z tradycyj jego dzieciństwa i młodości, z grobów rodzinnych, z surowego głosu matki, wskazującego synom ich rycerski obowiązek, walkę z półksiężycem. To są piękne Śpiewy historyczne. Ale nie wydaje się aby w psychice Sobieskiego te tradycje zbytnio przyszły do głosu. Pomiędzy jego dzieciństwem a tymi rozstrzygającymi latami jego życia, ileż innych działało nań wpływów, jakże inne przechodził szkoły! Do półksiężyca nie miał zresztą żadnej nienawiści; z Turkami i Tatarami — póki nie wypadło ich bić — porozumiewał się wcale dobrze, zyskał u nich znaczną popularność, sam był pod silnym wpływem kultury oriental-