z jej omdleniami, zwłaszcza że sam kocha coraz bardziej, coraz głębiej. Dawniej Marysieńka żyć bez mego nie mogła, płakała przy lada rozłące, napatrzeć się go nie mogła, nawet we śnie, a teraz... „Tam jedna godzina zdała się być wiekiem, tam biedna poduszka w większej niżeli teraz sam Sylwandr była uwadze“... I melancholia tych rozpamiętywań rośnie, i nie ustaje Sylwandr w skargach i lamentach, że dawniej „zasnąć nie możono beze mnie i ustawicznie proszono aby się jeszcze bliżej przymknąć, to potem stołek przystawiano do łóżka i tam poduszki kładziono, żeby ode mnie być jak najdalej“... Lada okazja odnawia ból w jego sercu: oto wpadła mu w ręce historia amorów Ludwika XIV z panną de la Vallière (już wówczas, okazuje się, znano Vies romancées i to jeszcze za życia bohaterów); przeczytał skwapliwie, rad iż odnajduje w tych dziejach tyle analogii z własną miłością; czuje się ośmielony przykładem tak wielkiego króla; stwierdza radośnie, że zazdrość i kłótnie nieodłączne są od bardzo wielkiego kochania. Ale zaraz oblegają go gorzkie refleksje, że „tamta strona musiała się lepiej akomodować kochankowi“ i że Ludwikowi „nie mówiono pewnie nigdy: ty plugawcze!“ Epitet ten musiał się boleśnie związać z jakąś sceną, bo Sobieski wspomina go jeszcze w parę miesięcy później, że poduszka nawet, na której sypiał, dawniej jej pachnęła, a potem sam się wszystek w oczach stał plugawcem! I dodaje, co jak łatwo się domyślić, dobry Helcel zakreślił żeby „to opuścić“: „Przedtem koszula jedna zdała się być wielką przeszkodą, gatki które zdejmować kazano zawadą, a potem już się kołdrą owijać kazano“...
Włóż gatki, zwycięzco podhajecki! Bo oto już sur-
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/197
Ta strona została przepisana.