Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/202

Ta strona została przepisana.

królowej od dawna był manekinem, teraz stał się manekinem, z którego wyjęto trzcinowe rusztowanie. Zbrzydzony Polską równie jak Polska nim, decyduje się stanowczo abdykować, targuje się tylko o apanaże i o warunki, przy czym specjalne tajne układy gwarantują w razie abdykacji przede wszystkim poważne korzyści dla pani Denhoffowej i jej męża. Ale wszystkie te kombinacje związane są z kandydaturą francuską do której większość narodu żywi fanatyczną niechęć. W tym położeniu kraj czuje się bez wodza, bez głowy; tym bardziej oczy wszystkich zwracają się ku Sobieskiemu. Jakby za cichą umową, masy patrzą nań jakby na dyktatora, którym niemal uczyniło go już nie praktykowane dotąd w Polsce połączenie dwóch najwyższych urzędów: marszałka wielkiego koronnego i wielkiego hetmana.
W tym momencie zachowanie się Sobieskiego wydaje się dziwne. Robi po prostu co można, aby ten entuzjazm ostudzić. Wyraźnie się wymyka; wyjeżdża to do Częstochowy, to do siostry na chrzciny, to do Solca dla załatwienia rachunków z synami zmarłego Radziejowskiego. Sprawia to wrażenie jakby się umyślnie usuwał. Wykręca się delegatom wysłanym przez sejmiki; nie chce objąć dowództwa nad pospolitym ruszeniem. Stopniowo jakby sam własnymi rękami niszczy popularność, jaką mu dał czyn podhajecki. Tak że kiedy przychodzi do abdykacji i do elekcji nowego króla, Sobieski jako osoba już prawie nie istnieje dla szlachty, ginie w tłumie nie lubianych magnatów.
Wyjaśnienie tego postępowania znajduje się w listach Sobieskiego do żony. Marysieńka bawi we Fran-