Nie piszę tutaj historii, dlatego w niewielu słowach przypomnę wiele razy opowiadaną, elekcję, zakończoną żałosnym wyborem Michała Wiśniowieckiego. Był ten wybór protestem szarej masy szlacheckiej przeciw magnatom, którzy w cynizmie handlowania swymi wpływami, obławianiu się, przetargów z obcymi dworami, przebrali wszelką miarę. Ale czy poziom duchowy masy szlacheckiej był wyższy? Hr. de Chavagnac, agent jednego z kandydatów, Karola Lotaryńskiego, opisuje w swoich pamiętnikach, jak się odbywało kaptowanie „tych ludzi, którzy jak co najlepszego mają swój głos w elekcjach. Prawda, że nas to niewiele kosztowało, bo byle mieli jakiekolwiek wino, piwo, sól, chleb i koper, już byli uraczeni, bawili po dwa lub trzy dni, po czym dawano każdemu po talarze, i odjeżdżali szczęśliwi“... Byli tańsi.
Pytałem się jednego z najtęższych naszych historyków, jak sądzi, czemu właściwie przy tej elekcji nie wypłynęło nazwisko Sobieskiego, czemu nikt o nim nie wspomniał. „Nie miał impresaria“ — odparł historyk. W istocie. Marysieńka, która miała się okazać tak czynnym impresariem przy następnej szczęśliwszej elekcji, tutaj przegapiła okazję — o ile okazja była.
Nie zorientowała się. Przede wszystkim wróciła do Polski za późno, wówczas gdy już entuzjazm obudzony Podhajcami zdążył, w znacznej mierze za sprawą naszego bohatera, ostygnąć. Po wtóre, choroba poplątała jej szyki; już w Polsce, tuż przed sejmem elekcyjnym dostała ciężkiej ospy. Ledwie podniósłszy się z choroby, pognała do Warszawy, ale znowuż była w ciąży; w najtrudniejszych politycznie chwilach, kiedy mężowi Marysieńki trzeba było całej woli
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/209
Ta strona została przepisana.