Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/21

Ta strona została przepisana.

remniają mu ten zamiar, ale po prostu piętrzące się z komediową przekorą komplikacje i przeszkody. A podczas tego — Podhajce, Bracław, Kalnik, Chocim... Aż wreszcie po Chocimiu los przygwoździł naszego Celadona koroną do miejsca i położył koniec jego tęsknotom za palais enchanté. Biedna Astrea też musiała pogodzić się z losem, choć nie ręczę, czyby i wówczas nie oddała tego polskiego tronu za „taburet“ w Wersalu i tytuł diuka dla papy d’Arquien.
Bo i na tronie Marysieńka pozostała mała... Ale czy powtarzając ten powszechny wyrok, nie popełniamy błędu optycznego? Wielkość kobiety inne ma kryteria. Przykuć do siebie wspaniałego człowieka, najlepszego w kraju; urzec go tak, że może go zostawiać samego na rok i dłużej bez obawy przelotnej nawet rywalki; igrać z nim bez miary, panować nad nim na wszelkie sposoby, zachować dlań przez lat trzydzieści urok fizyczny i duchowy, dzielić wszystkie jego myśli, plany i zamiary, podsadzić go na tron i usiąść mu tam na kolanach, i to wszystko będąc prawie bez ustanku w ciąży, rodząc kilkanaścioro dzieci żywych i umarłych, — czy to nie jest swego rodzaju wielkość, niech odpowiedzą kobiety. I zawracać (obłudnie) hetmanowi głowę w czasie klęski pod Mątwami że ją zdradza, a królowi w czasie odsieczy Wiednia, że rzadko pisze! Podczas gdy korpulentny zwycięzca, który już po krześle na koń wsiadał, pisał, nie otarłszy nawet potu z czoła, wprost z pola bitwy pod Wiedniem, na bębnie, sążniste epistoły, nigdy nie zapominając „ucałować milion razy wszystkich śliczności i wdzięczności najukochańszego ciałeczka“.
Tak więc, mogłoby się okazać nawet i to, że wiel-