Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/219

Ta strona została przepisana.

otruć. Krążą, coraz jadowitsze paszkwile, w których zwłaszcza stronnicy króla z błotem mieszają partyzantów Francji. „Nie będzie w Polsce zgoda — aż Bąkowi spadnie broda — ba i dobrego Pana — aż obwieszą hetmana“. (Bąk, to Bąkowski, wojewoda pomorski; hetman, to oczywiście Sobieski).
Paradoksem sytuacji było to, że przy królu opowiedział się — jako przy swoim wybrańcu — najgorszy element szlachetczyzny, ciemnych gębaczy i opojów, pchających bezmyślnie kraj do zguby, podczas gdy obóz spiskowców — biorąc formalnie, zdrajców stanu — skupiał bądź co bądź rozum polityczny Prażmowskiego, kulturę Morsztyna, heroizm i poświęcenie Sobieskiego i oddanej mu garści rycerstwa. Król jest tu defetystą, koronowanym przedstawicielem bezrządu; Sobieski — wcieloną wolą zwycięstwa i czynu. Król sprzeciwia się wzmocnieniu regularnej armii, bojąc się (może słusznie), aby jej hetman nie użył przeciw niemu; woli opierać się na pospolitym ruszeniu, które znowuż woli pić, pyskować, rabować, siekać bezbronnych starców, niż iść na wojnę. I Sobieski, wciąż zmawiający się z obcymi potencjami przeciw swemu panu, równocześnie dokazuje cudów, aby własnym przemysłem i zapałem organizować obronę granic Polski, znacząc swoją drogę świetnymi zwycięstwami — Bracławiem, Kalnikiem i tyloma innymi. A po upadku Kamieńca, który upadł z braku środków obrony, król oświadcza głośno, że Kamieniec wcale nie jest wzięty, że to są wszystko wymysły i strachy Sobieskiego... Zaiste, trudno jest hetmanić pod małpą.
Takie było tło: a równocześnie na tym tle rozgry-