Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/221

Ta strona została przepisana.

miarę, aby potem dostąpić szczęścia i nagrody w „zaczarowanym pałacu“. Było w tym coś z powieści panny de Scudéry, było coś romantycznego w tych bojach rycerza przepasanego szarfą ukochanej, w tej czerni w jaką się ubierał, w nadziejach szczęścia, w tej wdzięczności narodu dla Sylwandra. I listy, mimo że nieraz gorzkie od tęsknoty, zapiekłe od dławionej namiętności, miały swój polot miłosny.
Teraz jest trochę inaczej. Piękne nadzieje się rozchwiały. Popularność znowu pierzchła. I — co najgorsze — on przykuty jest do miejsca swoim hetmaństwem w najcięższych warunkach, bez widoków i możności porzucenia go, gdy ona wręcz mu oświadczyła, że polskie powietrze ją zabija i że w kraju nie chce mieszkać. Położenie bez wyjścia. W dodatku, miesza się w to może w obojgu uczucie katzenjammeru, że przegapili okazję, że można było tą partią inaczej pokierować; dość że jak zwykle po przegranej, zaczynają się rekryminacje między partnerami. I na tle wielkich wydarzeń dziejowych, rozgrywa się ten na wpół dramat, na wpół komedia małżeńska, w której Marysieńka, zapewne nie znając nieśmiertelnej komedii Moliera, sama odgrywa rolę Celimeny wodzącej na nitce swojego burkliwego, heroicznego i bezbronnego wobec niej Alcesta.
Wielki hetman opuścił Warszawę, częścią przez poczucie obowiązków, które go wołają ku granicom kraju, częścią może z niechęci do dworzaninowania małpie. Ale życie obozowe też jest dla niego utrapieniem. U stołu się siada po godzin sześciu, siedmiu na kożdy dzień — pisze. La dépense furieuse est insupportable.