rozłące, zaczyna wreszcie i w nim coś krzepnąć, coś się zacinać. Im dłużej, tym listy stają się bardziej cierpkie. „Piszesz mi Wć, że mój list był zimny; alem i ja się waszecinym nie sparzył. Znać, że i we Francji mrozy wcześnie się zaczęły“ — pisze Sobieski z początkiem listopada. Na inne jej docinki i uszczypliwości nie odpisuje, „ponieważ się Wć wybierasz z taką ochotą do widzenia mnie, z jaką bym się ja ledwo wybierał na śmierć katowską albo na galerę wieczną“. Jeszcze trochę, a wszystko może między nimi trzaśnie. Czas, stanowczo już czas, aby Marysieńka wróciła.
Wraca wreszcie, zawsze ta sama: jeszcze nie stanęła w Polsce, a już go nęka przycinkami, już objawia to wiekuiste niezadowolenie, które może było głównym sekretem jej panowania nad nim. W grudniu r. 1671 dostaje jej list z Gdańska, gdy on leży chory; i miasto kongratulacji i ucieszenia się z jego z wojny szczęśliwego powrotu, jeszcze docinki i posądzenia właśnie z powodu jego stanu zdrowia! „Cóż za niedorzeczność i niesprawiedliwość — wykrzykuje. — Ja, jeślim tym Pana Boga obraził, a nie dotrzymał wiary Wci, niech tej nocy nagle skonam i niech twarzy Boga mego na wieki nie oglądam“...
Wierzymy mu. I myślimy, że zasłużył na lepsze powitanie, niż to które mu zapewne zgotowała nadąsana Astrea. Ale i on sam może nie potrafi już tak jej powitać, już tak się nią ucieszyć jak niegdyś. Za długo na nią czekał, za dużo miał czasu na rozmyślanie, na sądzenie jej, za wiele sobie napisali rzeczy gorzkich. Już biedny hetman nie odnajdzie swojego tak niewcześnie zakłóconego miodowego miesiąca,
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/230
Ta strona została przepisana.