Biograf Marysieńki, Waliszewski, opowiada, że kiedy pani Sobieska jechała w r. 1670 do Paryża, zatrzymała się w Gdańsku. Bawiło w mieście grono żon stronników opozycji, wyprawionych tam przez mężów na przeczekanie, wobec niepewnej sytuacji w kraju. Pani marszałkowa Sobieska wiodła prym w swoim salonie. Do niej przede wszystkim zwraca się, z nią konferuje agent francuskiego kandydata, ksiądz Paulmier; ale przerażony jej żądaniami, pisze do swego mocodawcy: „Ta kobieta narobi nam wiele kłopotu przez swoje nierozsądne pretensje“. Pewnego dnia pani Sobieska odczytała zebranym u niej osobom list pisany do niej przez zaufanego człowieka z obozu. Powiernik donosił jej, że kiedy między wojskiem rozeszła się wieść, iż książę de Longueville nie przybędzie, żołnierze mieli wykrzyknąć: „Mała szkoda, krótki żal: sami sobie znajdziemy króla, wybierzemy pana marszałka“. Ksiądz Paulmier, zdając sprawę w swojej depeszy z tego incydentu, dodaje o pani Sobieskiej: „To szczególna osoba; skoro raz sobie nabije tą chimerą głowę, może nam bardzo pomieszać szyki“.
Czemuż sobie nie nabiła głowy tą chimerą wcześniej! Oszczędziłaby Polsce wiele nieszczęść i zamętu.
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/232
Ta strona została przepisana.
XV. Czy wreszcie kontenta?