Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/245

Ta strona została przepisana.

Jakie były prawdziwe myśli i zamiary Marysieńki pod tą grą dyplomatyczną, trudno zgadnąć. Sekretarz Marii Ludwiki a potem Marii Kazimiery, des Noyers, twierdzi, że pani Sobieska już od elekcji Michała myślała o koronie dla siebie, to znaczy dla męża. I tym razem wzięła to w swoje ręce. Znów „baba diabła wyonacyła“, mimo że Ludwik posłał wreszcie do Polski swojego ambasadora, a był nim p. de Forbin Janson, biskup marsylijski.
Ten ambasador był po trosze jak z komedii Flersa. W kole sejmowym, w którym samo wymienienie kandydata Francji groziłoby zgrzytaniem zębów i trzaskaniem szabel, gładki biskup, kontent z siebie, wygłosił śliczną łaciną kwiecistą mowę, w której sławił najgorętszą przyjaźń i spójnię między Francją a Polską. Kto wie, czy nie on pierwszy puścił w kurs określenie Polaków jako Francuzów Północy, zaokrąglając je w nadmiarze uprzejmości definicją Francuzów jako Polaków Zachodu (in Polonia Gallos, in Gallia habitare Polonos dicas“). Po czym rozsypał w Polsce masę pieniędzy swego monarchy na to aby wyjąć kasztany z ognia dla — Marysieńki.
Co do niej, rozegrała tę partię znakomicie, a kombinacja była taka. Francja, pamiętna wydarzeń poprzedniej elekcji, nie mogła bez ubliżenia swej godności (i nie mając zresztą, szans) ryzykować własnej kandydatury; ograniczyła się do zwalczania austriackiej kandydatury księcia lotaryńskiego i wznowienia neutralnej kandydatury księcia neuburskiego (tym razem juniora), którego ręką miano skusić wdowę po Michale, oszczędzając tradycyjnym sposobem Rzeczypospolitej kosztu utrzymywania wdowy. Ale Eleono-