Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/258

Ta strona została przepisana.

gi mogła być wola Marysieńki, na którą, jak widzieliśmy, Sobieski zdawał się chętnie w najważniejszych decyzjach. Gdyby miał oparcie o nią, można wierzyć, że znalazłby w sobie siłę zwalczenia innych przeszkód.
I w tym momencie, rozstrzygającym niemal czynnikiem polityki europejskiej staje się figura dość pocieszna, bardzo mierna i bardzo bierna, nie mająca z pewnością pretensyj do takiej roli. Jest nią margrabia d’Arquien, skromny kapitan gwardii królewskiego brata, ojciec Marii Kazimiery. Dokoła jego osoby kręci się niemal wszystko. Kto by o tym wątpił, niech przewertuje trzy ogromne tomy aktów dyplomatycznych, wydobytych przez Waliszewskiego z archiwum francuskiego ministerstwa spraw zagranicznych a wydanych przez Akademię Umiejętności (1879). W tej korespondencji ambasadorów, ministrów i królów odmienia się na wszystkie sposoby nazwisko pana d’Arquien, sprawa jego wypełnia długie noty dyplomatyczne, wykazując ponad wszelką wątpliwość, ile namiętności wkładała w to królowa Maria Kazimiera, jak gorliwie sekundował jej Sobieski i ile kłopotów ta rzecz przysporzyła Ludwikowi XIV. I znowuż, jak już kilka razy przedtem, Marysieńka okazała się górą. Dumny władca już gotów był się ugiąć, ale — za późno.
Widzieliśmy, że Maria Kazimiera była niezmiernie przywiązana do swojej rodziny. Wychowana od czwartego roku życia w Polsce, nigdy się z nią nie zrosła; natomiast od pierwszego poznania swoich rodziców — których opuściwszy w dzieciństwie, spotkała pierwszy raz już jako dojrzała kobieta — przylgnęła do nich całkowicie. Dobro tej rodziny, jej po-