wolności ówczesnej poczty), podczas gdy jej chodziło o rzeczy bardzo konkretne. Ale lata płyną, a Ludwik wciąż tkwi uparcie w szańcu swoich ogólników; nawet kiedy w r. 1677 Sobieski, przypiekany do żywego przez żonę, sam bierze pióro, aby napisać w tej sprawie do swego francuskiego brata, znów król francuski prosi go, aby był przekonany, iż „szacunek, jaki żywię dla Waszej Królewskiej Mości i dla Królowej mojej siostry, zawsze dużo posłuży margrabiemu d'Arquien i że, w chęci dania tego dowodów, zawsze bardzo rad będę, aby się nastręczyły sposobności, które mi pozwolą okazać, co znaczy Ich rekomendacja“...
Ta aluzja do „Ich rekomendacji“ miała może swoje ukryte żądło i mogła być snadnie odczuta jako aluzja do pewnej niedawnej sprawy, trochę kompromitującej, jeżeli nie dla króla polskiego i królowej jego małżonki, to w każdym razie dla kancelarii domu królewskiego. Była to „sprawa Brisacier“, głupia sprawa — głupia ale tajemnicza zarazem — która też zaprzątała przez parę lat kilka dworów europejskich, znacznie przyczyniła się do oziębienia stosunków Polski z Francją i z pewnością nie najlepiej wpłynęła na szanse uksiążęcenia papy d’Arquien.
Kim był pan Brisacier? Wedle długo kursującej plotki i legendy, był on naturalnym synem Sobieskiego z młodzieńczych czasów paryskich. Za takiego uchodzi w dawnych francuskich biografiach Sobieskiego, w naszych starych encyklopediach i w powieściach na tle owej epoki. Plotka ta była najpewniej