Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/266

Ta strona została przepisana.

Bo w ogóle ceremoniał na dworze króla szwankował. Nie aby nie było do niego pretensyj, ale brakło fachowej ręki. Takich rzeczy nie da się zaimprowizować. Dworzanin Sobieskiego, Daleyrac, powiada w swoich pamiętnikach, że nie było tam ani żadnego „protokółu“ ani żadnego porządku regulującego ceremoniał na dworze i w stosunku do innych dworów. I powiada ów Daleyrac, jak wysyłając z Polski specjalnego posła do księcia Sabaudzkiego, zaadresowano pismo do poprzedniego księcia Sabaudii, od dawna nieboszczyka...
Ale wróćmy do pana teścia.

*

Myśląc że zrobi tym przyjemność Marii Kazimierze, Ludwik XIV mianował swoim ambasadorem w Polsce margrabiego de Béthune, ożenionego ze starszą siostrą królowej, panną d’Arquien. I w tym okazał się nieszczególnym psychologiem; z ciągłego kontaktu dwóch sióstr przy takiej nierówności stanowiska (i nie uregulowanym ceremoniale) nie mogło wyniknąć nic prócz kwasów i komerażów, obciążonych tym, że właśnie pani de Béthune była ową córką, która wdała się w proces z ojcem d’Arquien. Wszystkie pretensje Marysieńki do dworu francuskiego skrupiły się na biednym ambasadorze, który stał się kozłem ofiarnym tych zatargów, dopóki go jego pan miłościwie nie odwołał z trudnej placówki. Rola jego była w istocie zbyt drażliwa, gdyż on, również zięć papy d’Arquien, przez cały czas był z urzędu powiernikiem wstrętów Ludwika XIV. Ludwik pisze mu bez ogró-