Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/276

Ta strona została przepisana.

sceptycy. Sam Sobieski, mający w tym szeroką rękę, oceniał „na oko“ nieprzyjaciela na 300 000, co nie przeszkodziło genialnemu cywilowi Szujskiemu zaokrąglić tej cyfry w swoim wojennym zapale do 500 000. Nas tu, w zakreślonych nam przez temat ramach, obchodzi raczej domowa strona tej wielkiej dziejowej sprawy.
Tego bodaj można być pewnym, że nasz bohater, który zawsze tęsknił do sytuacji prostych i jasnych, z uczuciem ulgi musiał się rzucić w tę decyzję. Powołany na tron jako rycerz, od początku prawie sparaliżowany był w tym rycerskim dziele. Sojusz z Francją — z arcychrześcijańskim królem Ludwikiem, najściślej znowuż związanym z Turcją — trzymał Sobieskiego na uwięzi, nie pozwalał mu bić pohańców, od czego był specjalistą, ku czemu parły go tradycje rodu i temperament wojenny. Niechęć szlachty nie dopuszczała aktywnej polityki w stronę Zachodu. Sobieski trawił się w nudzie gabinetowych matactw, w roli nie dość cenionego i leniwie opłacanego najemnika Francji, ciężejąc, tyjąc i tracąc z każdym dniem popularność w kraju. Bo nie ma co ukrywać: po pierwszych chwilach zapału, niepopularność króla-szlachcica, a bardziej jeszcze królowej, była wielka. I raczej byłoby dziwne gdyby było inaczej. Wykładnikiem tej niepopularności i nieufności są, obiegające plotki: to że król porozumiewa się z Turkami i Kozakami, aby zostać samowładnym panem; to — kiedy królowa wybierała się za granicę do kąpiel — że chcą wywieźć z Polski złoto i uciec; to znów że król chce zrabować skarb i abdykować... Pełno u francuskich ambasadorów relacji z tych nastrojów, aż do