poważniejszych symptomów, jak spiski a nawet próby otrucia królewskiej pary (arszenik w kawie), o czym donosi swemu dworowi margrabia de Béthune. Sobieski poznał już parę razy w życiu tę falę niepopularności, i zawsze zażegnywał ją, wspaniały czyn orężny: jakieś Podhajce czy Chocim...
W pierwotnej swej filofrancuskiej polityce miał też Sobieski zdecydowanego wroga: — duchowieństwo, oddane Austrii, wrogie gallikańskiej Francji. Nie było w Polsce znaczniejszego człowieka, który by nie otrzymał papieskiego breve, wyzywającego do akcji antytureckiej. Ująwszy tę akcję w ręce, król miał widoki stanąć na czele armii, o jakiej marzyć nie mógłby w innych okolicznościach, jakiej nie przyznanoby mu nigdy, choćby dla najpilniejszych potrzeb kraju. Wyzwalając utajony heroizm swego narodu, ten poeta, jaki tkwił zawsze w Sobieskim, mógł krwią napisać swój najefektowniejszy poemat. Ale na to trzeba było, aby się nastręczyła tak romantyczna sposobność. Łatwiej było porwać naród ideą wyprawy wiedeńskiej, niż wydobyć z niego wysiłek bodaj dla odzyskania Kamieńca.
Ukazaliśmy w poprzednim rozdziale rolę, jaką w tych wielkich decyzjach dziejowych odegrała drobna na pozór sprawa królewskiego teścia, pana d’Arquien. Nie była ona oczywiście jedyną. Jeżeli król miał teścia, miał także i synów. Pamiętamy, jak Ludwik XIV, aby osłodzić swoją odmowę, proponował diukostwo nie ojcu Marysieńki, ale jej synowi. Też arcygaffa arcychrześcijańskiego króla, przykład ciężkiego braku orientacji. Bo to co było zaszczytem dla jego poddanego, prostego kapitana gwardii, nie było
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/277
Ta strona została przepisana.