z pewnością zaszczytem dla polskiego królewicza. Inne marzenia miał dla niego ojciec. Już w roku wstąpienia na tron, donosi Béthune swemu ministrowi: „Król polski mówił mi wielkie rzeczy, i może pan upewnić króla, że on myśli o tym, aby uczynić to królestwo dziedzicznym“... Ale Ludwik XIV nie raczył tego zauważyć, nie interesowały go te osobiste sprawy sojusznika. Za to Austria umiała zawczasu kusić Sobieskich nadzieją chlubnego małżeństwa dla królewicza Jakuba.
I inne imponderabilia odegrały z pewnością niemałą, rolę, właśnie dlatego że pozycja króla elekcyjnego — w przód zwykłego szlachcica — dawała powód do wielu drażliwości. Zabawne jest śledzić w aktach dyplomatycznych wytrwałą a bezskuteczną walkę, jaką toczył Sobieski z Ludwikiem o przyznanie mu w korespondencji tytułu Majesté. Daremnie Sobieski powołuje się na to, że wszyscy monarchowie Europy z cesarzem na czele dają mu ten tytuł. Daremnie w obszernej nocie dyplomatycznej posuwa się do naiwnej groźby, że w razie dalszej odmowy tytułu Majesté, i on, który Ludwikowi, po tytule „bardzo chrześcijański“, dodaje z własnej pilności: „bardzo potężny (très puissant), byłby zmuszony, na żądanie obrażonej Rzeczypospolitej, ten epitet cofnąć. Nic nie pomogło; tytułu Majesté nie uzyskał. I można przypuszczać, że nad tym bolała bardziej ona, Marysieńka, niż on sam.
Bo też wiemy, że Ludwik XIV znał tę parę z czasów gdy niewiele mieli majestatu; kiedy pani Zamoyska, a później Sobieska, tylnymi schodami próbowała się dostać do Wersalu; kiedy daremnie marzyła o „ta-
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/278
Ta strona została przepisana.