daną żonie Michała Eleonorze, a odmówioną Marysieńce. Biedny bohater miał się przekonać, że najświetniejsze zwycięstwo nie uchroni go od tego rodzaju „errorów“...
Dnia 12 września dwudziestokilkotysięczna czy trzydziestotysięczna armia polska stanęła na Kahlenbergu, skąd obiecywano królowi gładziutką, lekko pochyłą drogę do Wiednia. Istotnie Wiedeń było widać jak na dłoni, ale dzieliły wojsko od niego nieprzewidziane góry i przepaście. Można zrozumieć, czemu się król tak interesował geografią i kartografią i nawet mapom współczesnym nie dowierzał, a często sam je poprawiał. Przy tym — donosi król — straszny wiatr dął wojsku w oczy od nieprzyjaciela; to wezyr turecki, który był wielki czarownik, puścił w ruch des puissances aeriennes. Ludzie barzo ochotni, poglądają miłosiernym okiem na obóz turecki z wielką tam bytności swojej impacjencją: — tak pisze Sobieski żonie dn. 12 września o godz. 3 rano, nie wiedząc że jeszcze tegoż dnia przed nocą będzie już po wszystkim. I nazajutrz, ledwie otarłszy pot z uznojonego czoła, będzie kreślił do niej ów sławny list, pisany tuż po zwycięstwie: „Jedyna, Pan Bóg i Pan nasz na wieki błogosławiony, dał zwycięstwo i sławę narodowi naszemu, o jakiej wieki przeszłe nigdy nie słyszały. Działa wszystkie, obóz wszystek, dostatki nieoszacowane dostały się w nasze ręce“... I następuje ów kapitalny opis, pełen nieoczekiwanych szczegółów, tak iż żal byłoby że całego nie można przytoczyć, gdyby nie to że ów list najczęściej bywał cytowany i reprodukowany.
Dalszy bieg wypadków też jest znany: niewdzięcz-
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/293
Ta strona została przepisana.