ność austriackiej komendy, musi się oganiać partyzantce węgierskiej. Zdobywa po drodze Gran czyn Strigonium, potem Szecin, pcha się wciąż naprzód przez te Węgry, gdzie powiadano mu że gór me masz, a tymczasem tam same góry i góry! Zima też coraz cięższa, wojsko skarży się na trudy, chciałoby do kraju, a znów z kraju dochodzą, króla wiadomości, że jego wyprawa jest mocno krytykowana. To ci „konsyliarze“, co to „mędrkują, szykując w ciepłej izbie kwiczoły na przemiany z kieliszkami, a dyskurując o wojnie i o gościńcach do Węgier, mapę wspak odwróciwszy“. A najgorsze że i ją, Marysieńkę umieli ci konsyliarze przekabacić i podburzają ją przeciw niemu!
No, nareszcie się skończyło. W grudniu spotkali się z ukochaną w Nowym Sączu (stary biograf Marysieńki, Dobiecki, twierdzi, że wyjechała tam — zamiast, jak miała bliżej, na Nowy Targ — aby spotkać swego ulubieńca, hetmana Jabłonowskiego), w wilię zaś Bożego Narodzenia r. 1683 odbył się tryumfalny wjazd do Krakowa.
Obyczajowo w tych pysznych relacjach wojennych Sobieskiego uderza jeden rys. Odpowiadając widocznie na jakieś obawy ambitnej Marysieńki, czy armia polska dość dobrze się prezentuje, pisze król: „Co zaś do tego, aby było koło nas propre, assekuruję w tym, że jeżeli nas z tego tylko sądzić będą, tedy nas będą mieli pour plus riches qu’il ne fut Crésus et pour plus magnifiques de ce siecle“. I następuje opis przepychów, kontrastujących dobitnie ze skromnością, z jaką — wedle tej samej relacji noszą się książęta niemieccy, książę saski, Karol Lotaryński. Ci jakby już przeczuli styl „feldgrau“, wybierają się na woj-
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/296
Ta strona została przepisana.