Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/308

Ta strona została przepisana.

Tuż po bitwie pod Parkanami (drugiej), śpieszy matce „powinszować wiktoryi po tak wielkim wstydzie“. Po czym w — post scriptum, podaje drobne wiadomości: „Krótko opowiem, że Karę Machmet Baszę zabito. Ali Baszę i sylistryjskiego paszę żywcem pojmaliśmy na miejscu zabitego pana wojewody pomorskiego. Połowa Turków potopionych. Dziś pierwszy meczet turecki na chwałę bożą spalimy“...
Po czym bez żadnego przejścia dodaje: „Jeżeli śmiem, proszę W. K. Mci żebyś mnie ekskuzowała przed dziadziusiem, że nie piszę“...
Grzeczne dziecko. Taka była szkoła młodego królewicza. Szkoda, że z niej nic nie wyszło.
Bo w całej tej korespondencji na tle wyprawy wiedeńskiej widzimy Sobieskiego jako najczulszego ojca. Każdy list kończy się dziećmi. Cieszy go Jakub, „brave au dernier point, na piędź mię nie odstąpił“; nie bez mile pogłaskanej próżności donosi, że z młodym księciem bawarskim Fanfanik jest „jako brat z bratem, zdobycze mu swoje rozdaje ostatnie“. Przejmuje go afront wyrządzony przez cesarza, kiedy mu sprezentował syna, a cesarz w znanej scenie nie sięgnął nawet do kapelusza, „na co ja patrząc — powiada Sobieski — ledwiem nie zdrętwiał“. I o Minionku nie zapomina i wiedzie dla niego konia tureckiego, i cieszy się z fantazji Murmurka czy Amorka (Konstantego), który „bije wściekle biednego Aleksandra“ i wciąż pyta się o powrót ojca, a kiedy ciotka zapowiada że pojedzie do króla Jana, on odpowiada nadąsany: „Nie pójdziesz! Nie zmiszlaj!“. Pamięta też Sobieski o córce Kunegundzie, którą w listach — wedle dawnego tekstu Raczyńskiego — zowie „Purpu-