Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/336

Ta strona została przepisana.

łowach, dramatach sercowych i politycznych, nie dałoby się chyba znaleźć miejsca.
Nie zachwieją tego przekonania istniejące świadectwa. Że interesował się geografią, kartografią, że mógł poprawiać mapy okolic, które znał z praktyki jak swoją kieszeń, w to łatwo uwierzyć; był przecież świetnym fachowcem wojskowym i sam niejeden raz się przekonał, co to znaczy napotkać góry czy rozpadliny tam gdzie się człowiek spodziewa równi. Mniej trafią nam do przekonania jego rzekome wyczyny astronomiczne: odwiedzić wieżę astronoma, kuknąć przez lunetę, sypnąć astronomowi setkę dukatów, to należy do savoir-vivre’u monarchów. Maria Ludwika ze swoim fraucymerem też odwiedzała tego samego Heweliusza. A że astronom, w zamian za uprzejmość i hojność królewską, mógł pochwalić jego talenty obserwacyjne i nazwał odkryty przez siebie gwiazdozbiór jego imieniem, to też jest w porządku, ale resztę zostawmy panegirystom. O korespondencji króla z włoskimi uczonymi opowiadał nam niedawno w interesującym artykule p. Brahmer; o tym jak król się ucieszył, odebrawszy skrzynię z bardzo uczonymi księgami w tym języku; jak „wybrał (donosi dziękując jego sekretarz Brunetti) natychmiast cztery z nich, aby przed kimkolwiek innym je przeczytać“, znamy nawet tytuły tych książek, ale w dalszym ciągu artykułu dowiadujemy się, że — król prawie nic nie umiał po włosku, więc korzyść z tej lektury musiała być wątpliwa. Ta naukowa korespondencja również trąci savoir-vivrem ambitnego monarchy. Królowie mają w tym swoje ułatwienia: list pisze sekretarz, król dodaje sto dukatów, i ma „prasę“ zapewnio-