królowej Marii Ludwiki. Bo ten co nosił imię Inocentego XII, to był dawny nuncjusz Pignatelli, ten sam, który młodej wdowie, pani Zamoyskiej, dawał ślub (ten drugi ślub, oficjalny) z panem chorążym koronnym Janem Sobieskim. Trzydzieści lat temu. Mój Boże, co za wspomnienia, co za spotkanie. Dziś on papieżem, ona królową w żałobie...
Wszystko skłaniało ją do Rzymu. Alboż nie miała ojca kardynałem? Pyszna sposobność, aby go zawieźć z sobą do stolicy apostolskiej, gdzie co prawda do niego nie tęskniono. A wreszcie czyż nie była wdową po zbawcy chrześcijaństwa? Jeżeli pamięć o czynach obrońcy Wiednia nie zawsze wystarczała, aby rozwiązać sakiewkę papieską, można się było spodziewać że wystarczy aby zapewnić królowej wdowie zaszczytne przyjęcie. Tym bardziej że wdowa była na razie dobrze zaopatrzona. Wyjechała z Warszawy do Rzymu wielkim dworem. Orszak Marii Kazimiery składał się z kilkudziesięciu ludzi; po zainstalowaniu się, dwór jej liczył wraz z przyboczną gwardią 259 osób. Ustalono z rzymskimi mistrzami ceremonii drobiazgowo porządek drogi przez Włochy i przyjęć aż do najdrobniejszych spraw etykiety, jak dywanik w kościele, paziowie do niesienia ogona, forma powitania przez nuncjusza... Uprzejmości doznała Maria Kazimiera w drodze raczej za dużo niż za mało; aż zmęczona nimi, zapragnęła wjechać do wiecznego miasta incognito. Jakoż w kwietniu r. 1699 stanęła w pałacu Odescalchi, który był niegdyś mieszkaniem królowej Krystyny szwedzkiej.
Trudno sobie wyobrazić bardziej wymarzoną emeryturę monarszą niż ta która czekała Marysieńkę
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/350
Ta strona została przepisana.