w Rzymie. Nigdy nie mogła się oswoić z klimatem Polski — tu ma Włochy. Z królowania zawsze najbardziej lubiła blask, polityka interesowała ją, mniej — tu ma same honory, bez kłopotów władzy w kraju tak trudnym jak Polska. I nareszcie ona będzie obcinała — bodaj w honorach — kupony od zwycięstwa pod Wiedniem, które tak niewiele przyniosło biednemu Sylwandrowi, a jeszcze mniej Polsce.
Rozkoszne miasto ten Rzym dla kobiety nabożnej a lubiącej zabawę. Karnawał, wielki tydzień, jubileusz, wybór nowego papieża... Bale, maskarady, serenady, kolacyjki, gra — a źródło dyspens i odpustów tuż obok, zbawienie jak w kieszeni. Marysieńka zresztą jest naprawdę pobożna. Buduje klasztor dla swoich protegowanych benedyktynek. Co rok zakupuje w kościele św. Stanisława dei Polacchi mszę za żołnierzy poległych pod Wiedniem; sama udaje się na tę mszę pieszo, rozdzielając hojnie jałmużny. Ale skądinąd wie co się jej należy i umie strzec swojej godności. Kiedy się spóźni na kazanie, kaznodzieja musi zaczynać dla niej od początku. Wskrzesza tradycje akademii stworzonej przez jej poprzedniczkę Krystynę szwedzką; urządza dla pp. akademików uroczyste zebranie z muzyką i kolacją, i sama zostaje akademiczką pod mianem Amirisca Telea.
To miłe życie nie było bez chmur. Niekiedy sprowadza je ona sama, kiedy się wydaje królowej, że ktoś jej lub jej dzieciom nie okazuje dosyć względów. Wówczas wysuwała pazurki i umiała walczyć do upadłego, aż postawiła na swoim. Czasem — jak zobaczymy — aż Rzym się trząsł od tego. Ale były i poważniejsze kłopoty, — coraz poważniejsze, gdyż wią-
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/351
Ta strona została przepisana.