zały się z kwestią finansową. Tych kłopotów dostarczał jej — jak już wspominaliśmy — zwłaszcza papa-kardynał, dziewięćdziesięcioletni szaławiła. A także synowie, Aleksander i Konstanty, typowi złoci młodzieńcy, utracjusze, którym wszystkie bogactwa zbierane przez ojca nie byłyby na długo starczyły. Ten papa i ci synowie byli przyczyną coraz to cięższych trosk finansowych Marysieńki. A te znów troski sprawiły może, że pod pięknym niebem włoskim nie zapomniała ze wszystkim o la Poulogne. Bo opuszczając Polskę, wdowa po Janie Sobieskim, niezależnie od wywiezionej gotowizny, pozostała, na zasadzie dawnej intercyzy zatwierdzonej przez sejm, panią ogromnych włości: Olesko, Sambor, Jaworów, Jarosław, Rzeszów, Złoczów, Stryj, Kałusz... i wiele innych — z przyległościami. Ale wszystko na łasce dzierżawców, intendentów, a także kwaterunków i rekwizycyj, których król August II, nie mający powodu lubić Sobieskich, nie oszczędzał ich majątkom. I w miarę jak wyczerpywała się gotowizna, coraz częściej obracał się wzrok Marysieńki ku Polsce, i coraz pilniej oblegała ją myśl, w jaki sposób dałoby się podnieść dochodowość tych ziem, lasów, stawów, żup solnych... Podnieść z zera na jakąś cyfrę. Dało to powód do systematycznej korespondencji z pewną młodą przyjaciółką, którą królowa zachowała w Polsce, a te znowuż listy zapoznają nas z duchowym wnętrzem wdowy po królu Janie w owych latach.
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/352
Ta strona została przepisana.