Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/362

Ta strona została przepisana.

sce, nie zostanie mu nic na wydatki i na stół, nie licząc koni. Co do mnie, nie rozumiem ich, bo nie wyżyłabym ani miesiąca w spokoju, gdybym żyła tak nieopatrznie jak oni. Przykro mi, że inni zarobią w moich dobrach to co oni mogliby zarobić, ale to ich wina; chto sze raz pszeniewieszy, to kreditu na wieky utraczy. Nie trzeba mi było proponować amnestii. Twój ojciec nie chciał ci wydzierżawić swoich dóbr mimo że jesteś uroczą córką; ale amnestia, którą mi zaproponowałaś dla księcia Aleksandra za przeszłość, kazałaby mi wątpić, czy nie żądałabyś takiej samej rzeczy dla siebie samej“...
I jeszcze raz kategorycznie: „Dopóki się nie nauczy zgadzać dochodu z rozchodem, nie wydzierżawię mu swoich dóbr“.
Odmowa tym znamienniejsza, że Marysieńka naprawdę kocha swoich dwóch chłopców, zwłaszcza jednego. A nie ma wiele złudzeń co do ich uczuć. I w swoim osamotnieniu zdobywa się na bolesne akcenty. Wieśniak biedny szczęśliwszy jest w swojej chatce, dzieli dolę swoich dzieci! I jej dzieci powinny by jakoś się ułożyć tak, aby zawsze jedno było przy niej. Zasługiwałaby na więcej czułości z ich strony... postanowiła też — pisze — wydrzeć czułość ze swego serca i mieć ją tylko dla tych, którzy ją mają dla niej i którzy ją okażą... „Nikt mnie nie kocha — skarży się królowa — nikt nie odwzajemnia mojej czułości. Jestem tedy comme une nieboszontko opuszczone przez wszystkich, bo sądzę że moi przyjaciele widzą, że lepiej jest dla mnie i dla nich w obecnej koniunkturze, abym raczej była daleko niż blisko“.
W takich momentach żalu lada co uraża jej serce.