Ot, dowiedziała się, że królewicz Jakub pochwalił brata Aleksandra, że się zmienił na korzyść: „Cusz mnie z tego, sze on grzeczny, kiedy nie dla mnie“, — wzdycha po polsku matka.
Ale te momenty są, w listach stosunkowo rzadkie. I w chwilę po tym gotowa jest jak lwica bronić swych praw. Nie potępiajmy jej: ona wie, że teraz pieniądz to cała jej królewskość. „Jestem dobra matka, to prawda, ale z tej racji i dlatego że jestem królową, zmuszona jestem reprezentować to czym jestem“. Zanimby obniżyła stopę życia i ustąpiła coś z godności, „raczej wyjechałabym do Ameryki“ — pisze Marysieńka na pół wieku przed Manon Lescaut. I gotowa się prawować o trochę trawy, którą konie syna wypasają na jej łąkach: „nie ma racji, abym ja nie miała z czego żyć, a syn aby mi zabierał to co moje“. Chce, aby to co dostają od niej, zawdzięczali jej hojności a nie aby brali sami.
Owe kłopoty pieniężne sprawiają bodaj to, że królowa interesuje się losami Polski, śledzi bieg spraw w nieszczęsnym królestwie, nad którym jako katoliczka boleje, że stało się „pastwą heretyków“. Ale zwłaszcza ciągle kombinuje, jakby zrealizować swoje wierzytelności. Dopytuje wojewodziny, czy król August nie ma jakiej należności u cesarza; w takim razie mógłby na nią przelać swoje prawa, a ona ułożyłaby — się z cesarzem, aby jej dał jakie dobra w zastaw. A zamiast sum, które wyłożyła pour défaire la confédération, niechby na nią Rzeczpospolita scedowała... sumy neapolitańskie. Ona je wydobędzie — twierdzi Marysieńka, nie wątpiąca nigdy o niczym.
Jest jednak jedna rzecz, co do której rezygnuje
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/363
Ta strona została przepisana.