Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/368

Ta strona została przepisana.

wozom bardzo strojnym, które wiozły muzykantów i które miały się obrócić ku moim oknom z latarniami, pochodniami i trzemaset instrumentami. Te wozy stały, nie mogąc przejechać przeszło dwie godziny; posłano ode mnie dwóch dworzan z prośbą aby kareta zjechała na bok; nie zdołano rozpoznać ani barw ani osób będących w karecie, bo zasłaniali twarz rękami, tak że to psuło całą serenadę i cały asambl... Bardzo się zdumiałam, kiedy przy świetle pochodni moi ludzie poznali wreszcie, że to był biskup Bokum. Wszyscy uznali ten postępek za bardzo niegodny; radzono biskupowi, aby przyszedł przeprosić mnie i kardynała Ottoboni. Najpierw zaprzeczył aby tam był osobiście, powiadając że pożyczył karocy, i odpowiedział że nie przyjdzie przeprosić; i w istocie nie przyszedł, a był przeprosić kardynała Ottoboni i dowiedziałam się, iż nagadał tyle głupstw o mnie, że aż litość bierze. Po tym i po listach, jakie pisał, można bez lekkomyślności sądzić, że wszystkie fałsze jakie dochodzą króla, mogą być tylko z jego fabryki“...
W takich zabawach, honorach i kłopotach spływało w Rzymie życie Marii Kazimierze. Słabe to zatrudnienie energii dla tej, której dąs zmieniał niegdyś równowagę Europy puszczając w ruch monarchów i ambasadorów! I ten kapitał niezużytej energii, jaki się gromadził w królowej, wyładuje się jeszcze raz w słynnej na długie lata w Rzymie awanturze, która będzie ostatnią i nie najmniej osobliwą kampanią Marysieńki.