Widzieliśmy jak pan Andrzej Morsztyn, robiąc aluzję do nazwiska d’Arquien, porównał przyszłą panią Janową Sobieską do arki. I oto zjawia się — potop. Poeci mają szczęście. Chętnie bym, wyręczając Morsztyna, spłodził jakąś strofę, kojarzącą potop z arką. Ale jak? Że, na falach potopu, wypływa ta, która kiedyś będzie polską królową, arką przymierza... Czy w takim razie Sobieski byłby Noem? Dla panegirzystów barokowych nie ma niemożliwości. Ale przyznajmy że to by było trochę naciągane. Bo, w całym tym potopowym epizodzie Sobieskiego brak po temu elementów. Ani w jego odstępstwie, ani w jego nawróceniu nie widzimy śladów kobiety. Nie na tej arce wypłynął ten Noe. Przynajmniej na razie.
Może arką na falach potopu byłaby raczej Maria Ludwika? To fakt, że wśród powszechnego zalewu, ona jedna trzymała w ręku ster duchowy: gdyby nie królowa, wątpliwe jest, czy Jan Kazimierz zdobyłby się na taką siłę odporu, czy zdołałby skupić wszystko co było zdatne do obrony. Maria Ludwika odegrała tu jak gdyby rolę Joanny d’Arc. D’Arc! — no więc nareszcie dopłynęliśmy do jakiejś arki. Honor panegirzysty ocalony.
A potop? Ten wszyscy znają. Nie będę streszczał
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/65
Ta strona została przepisana.
IV. Potop i arka