znak: widać nie wierzyli, aby się tam mieli osiedzieć. „Ale też to była straszna rozprawa — pisze królowa Maria Ludwika w liście do przyjaciółki, pani de Choisy, dn. 27 czerwca, jeszcze z Głogowa. — To go (Wittemberga) najbardziej boli, że go ciury zwyciężyli. Albowiem, gdy się ta hałastra nastręczyła, król J. M., który miał niewiele piechoty i rad był ją oszczędzić, przyjął chętnie tych ochotników. Ochotnicy z paniąt nie narażają się tu jak we Francji“ — dodaje królowa, jakby popierając tezę dzisiejszych historyków, podkreślających przemożny udział „chama“ w zwycięstwach, których chluba przypadała samej szlachcie. To samo notuje i cytowany powyżej „towarzysz pancerny“: „Generalny szturm uczyniwszy, samymi prawie ciurami wzięli Warszawę“.
Królowa pisała ów list jeszcze z Głogowa. Ale już w połowie lipca opuszcza Śląsk i przybywa do Warszawy, a towarzyszą jej trzy panny dworskie: Potocka, Radziwiłłówna i ulubiona Maria Kazimiera d’Arquien. Czy ta Oleńka spotkała się wówczas ze swoim Kmicicem — dzieje milczą. Ale tuż pod Warszawą miała się jeszcze raz stoczyć krwawa bitwa — z końcem lipca 1656 r. — z samym królem szwedzkim na czele. Maria Ludwika jest obecna na polu bitwy; z własnej karety każe konie wyprząc, aby nimi zatoczyć armatę; osobiście czuwa nad strzelaniem. Potem w południe, siadłszy na bębnie nakrytym kożuszkiem tatarskim, je obiad, patrząc wciąż na walkę, która skończyła się aż o jedenastej wieczór. To był styl francuski w najlepszym gatunku, styl zainaugurowany przez Grande Mademoiselle w czasie Frondy. Ów dzień to był dzień symboliczny; od tej chwili ster pań-
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marysieńka Sobieska.djvu/71
Ta strona została przepisana.