dojdziecie do porządku, zawcześnie może wyciągać ręce po władzę w odrodzonej Polsce. Zacznijcie naprawę Rzeczypospolitej od siebie; starajcie się pełnić godnie waszą rolę duszpasterzy, to już dość piękne i trudne zadanie.
Cytowałem kiedyś anegdotę o sędziwym gramatyku, Antonim Małeckim, który, gdy mu gbur na ulicy uczynił brzydką propozycję, odruchowo poprawił jego wadliwą wymowę: końcowemu „pę” brakło ogonka! To jest nawyk profesjonalny. Tak i ja. Ilekroć otrzymam list z obelgami, mimowoli łapię się na tem, że interesuje mnie przedewszystkiem poprawność metafor, lapidarność lub niedołęstwo stylu, poziom intelektualny.
Nie znaczy to, abym dostawał same listy z obelgami; przeciwnie, moja codzienna poczta przedstawia oryginalny charakter. Masę podziękowań od kobiet, od nauczycielstwa, od karciarzy, od romanistów... Ale i wymyślań też jest sporo. Otóż jednego dnia, w gromadce listów spotkały się dwa, stanowiące tak wymowny kontrast, że muszę je tu przytoczyć. Motto możnaby dać: „styl to człowiek”.
Jeden, podpisany imieniem i nazwiskiem:
Wielce Szanowny Panie! Pozwoli pan mocno i szczerze uścisnąć dłoń pańską za śmiałe