skrywane, wychodzą na jaw; ale czyż mniej przez to istnieją? Najlepsze instynkty człowieka, wrodzone potrzeby czułości, kochania, drążą sobie jakże niebezpieczne drogi! W zetknięciu z młodzieżą nieraz wciągają księdza w grzech przeciw naturze. Płyną te uczucia często z najidealniejszych pobudek, a kończą się na ławach sądowych. To znów, do rozpaczy przywiedziony ksiądz nie znajduje nic prócz... pastylek sublimatu dla swojej kochanki, jak w cytowanej niedawno przezemnie skardze dziewczyny do kurji biskupiej. Świeżo czytam znowuż inny wypadek w dziennikach. Dziewczyna przynosi księdzu dziecko, aby się niem zajął: widocznie ma prawo do tego. On odmawia, dziewczyna porzuca dziecko na plebanji. „Wyrodną matkę” — czytamy — osadzono w areszcie. A „wyrodny ojciec”? Ten wstąpi w niedzielę na ambonę i będzie grzmiał i karcił zepsucie. Ale wszak na wsi wszystko jest publiczne: toteż starzy kiwają
głowami, młodzi śmieją się...
Gdybyż bodaj grzech był łatwy! Ale, mimo wszystko, jest on dla kapłana utrudniony. Stąd myśl wciąż jest przegrzana zmysłowością, która tak łacno czai się w zapachu kadzideł. A czy może być obojętny ten stan u człowieka, który spowiada młode dziewczęta lub który jest prefektem w szkole?
Ale przyjmijmy nawet drugą ewentualność, że kapłan jest człowiekiem świętym, że jest męczennikiem swego powołania. Czyż możemy przyjąć, że nie powoduje to poważnych następstw psychicznych? I czyż taki kapłan, heroicznie, siłą swej woli, wydarty
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marzenie i pysk.djvu/053
Ta strona została uwierzytelniona.