natura bierze straszliwy odwet na śmiesznych kochankach: gdy chory de Mora wyjeżdża aby ratować — dla Julji — uciekające życie, Julja, nie przestając go ubóstwiać, wyegzaltowana jego listami, jego wspomnieniami, spada jak dojrzały owoc w ramiona byczka (owoc z byczkiem, cóż za metafora!) który ją wziął całkiem poprostu na kanapce w loży Opery.
A potem Romantyzm! Cóż za wymysły, cóż za wyrafinowania, byle cierpieć, byle być nieszczęśliwym w miłości! Kochać, a kochać nieszczęśliwie, staje się niemal synonimem. Idealizm miłosny jest w powietrzu, udziela się najtrzeźwiejszym. Zgoła nie romantyczny autor pamiętników z lat 1818 — 1825, dr. Stanisław Morawski, tak pisze o swojej młodzieńczej miłości: „Jedno jej ustami wymówione słowo: Kocham cię posadziłoby mnie, jak Bóg żywy, natychmiast na samym wierzchu piramidy egipskiej. Bodziec do tych wyższych w dalszem życiu działań, któreby niezawodnie świetnym uwieńczone były skutkiem, zdruzgotane i starte na proch przez nią zostały. Ona broniła ciała. Co mi jej ciało! Ciał miałem dosyć! Ja chciałem jej duszy, jej duszy, podobnej wówczas do mojej duszy...”
Ale każda prawie miłość, chociaż później zakwita pełnią zmysłowego szczęścia i najczęściej więdnie w realności, czyż nie posiada swego okresu nieśmiałych żądz, cichego zachwytu, obaw i nadzieji? Czyż nie chce przeżyć swego Romantyzmu? To okres, który rodzi najpiękniejsze kwiaty miłości, najdelikatniejsze ich zapachy, kiedy pragnienie, nie studzone, nie
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marzenie i pysk.djvu/061
Ta strona została uwierzytelniona.