„cele”. W mieszczańskich domach wisiały oleodruki, lub widoczki i główki „ręcznej roboty”, co stanowiło ich jedyną rekomendację.
Najbardziej tedy widomą cechą salonu pani Elizy stało się, że był to pierwszy bodaj w Krakowie dom, który zaczął kupować obrazy, i to z rozmachem, zdolnym zaniepokoić ludzi poważnie myślących. Poważnie też ostrzegano męża, czy nie należałoby rozciągnąć kurateli nad lekkomyślną i marnotrawną osobą, która zamiast rywalizować z kumoszkami na biżuterje, pokrywała ściany najpiękniejszemi pastelami (żeby choć olejne!) Wyspiańskiego. Schodzono się oglądać te warjactwa, i przez naturalną selekcję — ile że te obrazy jednych przyciągały, drugich wystraszały — dom, przedtem mieszczański, zmienił się w salon artystyczno-literacki.
Niebawem zresztą manja pani Lizy stała się zaraźliwa. Mieszkanie bez obrazów zaczęło być wstydem. Kupowanie najlepszych płócien stało się zwłaszcza pasją lekarzy krakowskich, śród których dziś można spotkać wspaniale i słynne już kolekcje; a nie znajdzie się w Krakowie tak skromnej poczekalni lekarskiej z owego pokolenia, gdzieby nie było na ścianie interesujących dzieł sztuki. Rzecz prosta, że ten wzmożony popyt podniósł kurs giełdowy wszelkiego zamalowanego płótna, dzięki czemu, artyści stłoczeni w maleńkim i biednym Krakowie, nabitym, ponad stan finansowy, talentami, mogli żyć i tworzyć.
A gdy chodziło o wytchnienie po pracy, w otwartym domu Pareńskich lub w letniej ich willi w Ten-
Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marzenie i pysk.djvu/146
Ta strona została uwierzytelniona.