Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński - Marzenie i pysk.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

Więc, patrząc na cię, — czuję żal i trwogę; — skąd żal, sam nie wiem a choć o ciebie trwożny, — ty bądź spokojną. Dusza twych oczu — jak białe gołębie wśród burzy — uderzenia twego serca — jak śpiew niebian nad rozpaczną wrzawą ziemi... Bądź spokojną. Cokolwiek ci świat zabierze, — nie zabierze ci duszy twych oczu, — nie zabierze ci twego serca — nie zabierze ci Ciebie...


Rzecz prosta, że w salonie, gdzie spotykało się tyle oryginalnych i różnorodnych indywidualności, nie trudno było o charakterystyczne epizody, że anegdotę zbierało się tam garściami. Już sama kombinacja winta i sztuki! Stanisławski, doskonały gracz, olbrzym-pasjonat pąsowiejący przy najmniejszym oporze, podskakujący na krześle, kiedy mu partner nie zagrał tak jak on sobie życzył, ledwie mogący się doczekać końca rozgrywki aby ryknąć: „Czegóż pan nie wyszedł w kier? — Bo nie miałem, panie profesorze, sumitował się napadnięty. — „Ech, takie pan dzieciństwa gada!” wybuchał nieprzytomny już z gniewu „profesor”. Na bajkę zakrawa, a jednak najprawdziwszą prawdą jest scena, gdy Stanisławski rzucił Wyczółkowskiemu (grającemu coprawda jak noga) kartami w łeb, rycząc: „z durniami nie gram”. Zrobił się popłoch, Wyczół się rozpłakał, oprzytomniały Stanisławski zaczął go ściskać, no i partja potoczyła się dalej.
Otóż przeglądając listy pisane do pani Lizy, znala-